sobota, 25 lipca 2015

Zastój artystyczny

W poniedziałek po GV byłam wykończona... Nie mniej trzeba było coś ze sobą zrobić. W szczególności, że Seyyad ciągle do mnie wydzwaniał i uznałam, że zrobię mu tą przyjemność i się z nim spotkam. Poszliśmy razem pochodzić po mieście i porobić zdjęcia. W sumie to się wykończyłam psychicznie... Nie mniej szybko się znudziliśmy sobą i Seyyad uznał, że wraca do hostelu. 
Ja poszłam z powrotem do studia. W sumie to sympatycznie, tylko zaznaczyłam Ilii, że już nie chcę pracować TYLKO z Seyyadem. Trochę mnie poniosło, ale tak jest lepiej. 
W każdym razie potem siedziałam na zajęciach Ilii z grupą początkującą. Uczyli się fotografowania w studio z lampami. Całkiem zabawne, bo sama chciałam się o tym więcej dowiedzieć, a wykorzystano mnie jako modelkę. I stałam jak taki kołek, ciągle przestawiana przez Ilię i uśmiechałam się do tych biednych uczniów wykończonych "fotaniem" w studiu bez klimatyzacji.

Potem Ilia w końcu wpadł na genialny pomysł integracji. Zaprosił mnie i Sayyada do siebie. Mieszka w całkiem fajnym mieszkaniu z swoją żoną, Almazem i jeszcze jednym kolegą. Ciekawy model, bo mam wrażenie, że mieszkanie z przyjaciółmi po studiach w Polsce jest dość niespotykane. 
Atmosfera bardzo przyjemna. Ilia z Almazem zajęli się przygotowywaniem jedzenia, arbuz chłodził się w wannie, a ja siedziałam z Seyyadem i słuchałam jego mądrych pytań - dosłownie przesłuchanie... Trochę mi trudno, bo z natury jestem osobą zamkniętą w sobie, a on zadawał dość dla mnie osobiste pytania i to jeszcze tak bezpośrednio. No chłopak jeszcze musi się trochę nauczyć o rozmowie z dziewczynami, to może będzie mógł wykorzystać potem ten swój domniemany urok :)

Na kolację panowie ugotowali ziemniaki z mięsem, fasolą itd. Nie mniej podobało mi się to, że tak zaradnie sobie poradzili z wyzwaniami kulinarnymi, a Diana - żona Ilii - nawet nie zajrzała do kuchni. Po kolacji rozmawialiśmy o naszym projekcie. Opornie to szło, ale mamy jakieś postępy w kwestiach formalnych. Tak mi się wydaje.

Po kilku dniach pracy mamy dużo zdjęć. Tyle, że nie mogę wykorzystać moich zdjęć z pierwszych dni pobytu, ponieważ nie są w formacie RAW, który zajmuje cholernie dużo miejsca i spowalnia mój komputer. Nie mniej jednak znam już chyba każdy budynek na pamięć i chwilami już nie wiem, co jest ciekawe, a co nie... Taki ze mnie fotograf.





Zawsze, gdy idę do studia mijam Operę. Czasami można posłuchać dźwięków z prób, a i dużo osób fotografuje się na tle budynku. Np. sesje ślubne. Ale ostatnio też mijałam tam Denisa, który uwieczniał swoją piękną rudowłosą dziewczynę.








Wieczorem wyrwałyśmy się z Maszą na spotkanie z jej przyjaciółką. Zabawna i beztroska dziewczyna. I takie też beztroskie pogaduszki. Nie mniej wszyscy chcą przyjechać do Polski, bo u nas są pieniądze a systemy wizowe są beznadziejne. 


 Uwielbiam Biszkek nocą.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz