czwartek, 5 listopada 2015

Кыргызстаным


W życiu każdego człowieka przychodzi moment, gdy pragnie się ustatkować...






I do tego właśnie służą takie miejsca - jak ta restauracja na obrzeżach Biszkeku.

Miejsce to znajduje się w nowszej części miasta. I jest to typowy ogród weselny z miłosnymi rekwizytami - jak ławka w kształcie serca, wielkie litery "LOVE", białe krzesła, altanki, fontanny i inne super białe rzeczy mające służyć podkreśleniu wyjątkowości tego dnia. Aż brakuje tylko białych gołębi i ryżu...
Miejsce wręcz wyjęte z projektów "Wymarzony ślub lalki Barbie".



























Tak wygląda wejście do tej wyspy szczęśliwości małżeńskiej. I po prawej można zobaczyć logo strony "Instagram" - bardzo popularnej wśród młodych mieszkańców Biszkeku.

A tak oto wygląda krajobraz poza ogrodzeniem. Obok jest łyse pole, z widokiem na góry oraz basen.


 Drzewna fontanna. 

No dobrze - ja jednak, ani nie zostałam (niestety) zaproszona na żadną taką uroczystość, ani tym bardziej nie robiłam za fotograf ślubnego - tylko jak już zwykle - byłam ogonem Ilii, który został zatrudniony przez grupę młodych patriotów do nakręcenia filmu - krótkiego filmu z wypowiedziami młodych ludzi - co sądzą o Kirgistanie?

 Moja praca ograniczyła się do podawania papierosów Ilii, ustawiania z nim oświetlenia, testowania sprzętu nagrywającego dźwięk...
Ilia popisał się całkiem profesjonalnym podejściem i sprzętem. Chyba z godzinę samą ustawialiśmy lampy itd. Przy czym w testach nagłośnienia drzewna fontanna bardzo się odznaczała i trzeba było z 4 razy zmieniać tło i ustawienia sprzętu.



Dziewczyna z powyższego zdjęcia po prawej jest dość znaną w Biszkeku celebrtką. Niestety nie jestem w stanie przypomnieć sobie jej imienia. Zajmuje się śpiewaniem i znana jest właśnie z mediów społecznościowych.Ona i jej przyjaciele zainicjowali kręcenie tego filmu. 
Taka inicjatywa oddolna.















Więcej informacji na temat filmu znajdziecie na stronie Walkerstory



Kulisy

Byłam już świadkiem sesji w studio. Ilia zgodził się, abym mogła mu towarzyszyć również podczas dalszych - prywatnych sesji rodzinnych polityków z Narynia. Wybrałam się tam stęskniona jakiegoś ruchu artystycznego w moim super "intensywnym" wolontariacie. 
I jako naiwna turystka z małym doświadczeniem - i bardzo silnym przeczuciem - zatrzymałam się pod Red Center, gdzie akurat grupa młodych tancerzy wykonywała lezginkę - kaukaski taniec. I takim sposobem pozbyłam się portfela - w którym na szczęście nie było dużo pieniędzy - ok 400 som. Nie mniej jednak poczułam się naiwną i zwątpiłam w świat, widziany dotychczas tylko w różowych okularach.  


 Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. I tak za późno się zorientowałam. Poszłam do studia, gdzie spotkałam Ilię z jego bardzo przyjacielskim znajomym - stylistą. I ruszyliśmy do Parku Panfilova, gdzie Ilia tworzył zdjęcia rodzinne jednemu politykowi z Narynia.


Najmłodsza córka zleceniodawcy była prawdziwą wróżką - dużo jest urokliwych dzieci - ale ta była po prostu czarująca.









 Wata cukrowa genialnym rekwizytem.

  Podziwianie rezultatów. 



I tak to wyglądało - skromnie, urokliwie - i po pracy. 


czwartek, 6 sierpnia 2015

Kontrasty

Siedząc sobie na głównym placu w Biszkeku, popijając szoro poznałam historię życia jednego chłopaka. Tak sobie przyszedł i zagadał. I się zaczęło... Nie pamiętam imienia, ale chłopak z jakieś  niedalekiej wsi,. Jedynak - całe gospodarstwo odziedziczy - ponoć ma super jabłka. Ogółem jest elektrykiem, ale pracuje jako kierowca. Szuka żony. No właśnie - i tak oto nie miałam już spoojnego popołudnia... Nie jestem osobą asertywną - niestety - i bywam naiwna. No więc kiepsko w sumie się komponuję z Kirgistanem, gdzie takie styuacje są normalne. Nie mniej jednak starałam się dyplomatycznie wytłumaczyć mu moje możliwości wobec naszej znajomości i jakoś to zakończyć.
W wakacje może i można sobie pozwolić na takie  ciut kłopotliwe znajomości...  Ilia i tak się do mnie nie odzywał od kilku dni, a Masza jeszcze leczyła się po Issyk Kul - spieczona jak rozgotowana papryka. Męża nie szukam, co też mu szybko wyjaśniłam. Słuchał opornie.
Taka myśl podsumowująca - lepiej takich sytuacji unikać. Chociaż o to ciężko, bo non stop ktoś tu zagaduje, pyta, skąd jestem... A nawet jedna dziewczyna na ulicy oferowała mi nocleg. W gruncie rzeczy oceniam ludzi tutaj jako przyjaznych, ale nie ma też co się czuć za pewnie. Różnice kulturowe, np. w pozycji kobiety czy językowe mogą przysporzyć tyle śmiechu, co problemów. 










Poza tym wybrałam się do studia - bo bezczynność mnie już przytłumiła... Już drugi raz się umawiałam z Sayyadem i Ilią, aby obgadać nasze postępy z projektem. No i dwa razy przyszłam, czekałam - nikt się nie pofatygował. Nawet nie mam żalu. Po prostu jesteśmy źle dobraną grupą.

Tym razem jednak zastałam Ilię - dość rozbawionego. I faktycznie sytuacja była dość groteskowa - jeden jego znajomy stylista do niego zadzwonił, że potrzebuje sesję. A praca dość ciekawa, bo Ilia się załapał na fotografowanie polityków z Narynia, którzy kandydują do parlamentu w najbliższych wyborach w październiku. I tak sobie siedziałam i patrzyłam, jak się panowie prężą, przebierają, uśmiechają i pocą, bo w studio nie ma klimatyzacji, a te garnitury Armaniego to jednak grzeją... I tak w przeciągu godziny zorganizowano sesję zdjęciową, która będzie służyć w kampanii wyborczej. Życie w Biszkeku takie proste.

Nie mniej jednak Ilia jest ostatnio rozerwany między pracą, a domem. Były to ostatnie dni w Kirgistanie Musavar i Ilia zabrał nas na kolację do tej knajpki, przy której byłam już kiedyś z Maszą - znajdującej się przy drodze do Tokmok. 
Jedzenie bardzo dobre - jak zwykle za dużo. Ceny, jak wszędzie. Za to muzyka super - turecka, rosyjska, uzbecka - i dużo ludzi się bawiło. Miejsce na spędzenie wieczoru oceniam 10/10. 



 Podczas czekania na posiłek można popodziwiać ryby.




Powyżej zupa Ilii - nie wiem, nawet jak się nazywa. Jednak chlebek bardzo efektowny.


Sałatka jak u nas - ale to na prawdę dla mnie rzadkość tutaj, ponieważ bardzo trudno znaleźć w sklepie sałatę lodową. W sumie to takiej tu nie widziałam jeszcze. 

Nie mam pojęcia, co to za zupa. Nie mniej jeśli ktoś je mięso - można próbować wszystkiego. Nie trafiłam jeszcze na danie które by mi na prawdę nie smakowało.

To, co wygląda jak naleśnik to na prawdę ryba. Nie - nie ta z stawu obok.

Powyżej moja zupka - pokrojone w kostkę mięso a'la szynka, marchewka, dużo pietruszki, oliwka, cytryna. Dość słone, ale bardzo smaczne i sycące.

Powyżej manty - takie pierogi z delikatnego ciasta z baraniną i cebulą. Nie mniej uwaga co do piwa (tutaj akurat "Żywoje") - jest dobre, ale w porównaniu z naszymi - rozwodnione. Brak tej goryczy. Więc smakoszom piwnym odradzam.