sobota, 25 lipca 2015

Dordoi i nocne życie

W sobotę rano wstałyśmy bardzo wcześnie, aby wybrać się na zakupy na Dordoi - najwiekszy bazar w Azji Censtralnej. Wszyscy się tu bardzo dziwią, jak im mówię, że o Dordoi słyszałam już w Polsce i to na zajęciach na uniwersytecie. Dla mieszkańców Biszeku to po prostu jeden z licznych bazarów, na których można kupić wszystko - ubrania, biżuterię, jedzenie, sprzęt do domu itd. Większość produktów to typowa "chińszczyzna". I nic więcej nie musze dodawać, bo w okresie globalizacji wszytko znane.

Od rana jeszcze nie było takiego tłoku i wiele sprzedawców dopiero wystawiało swoje produkty. Nie mniej ciągle ktoś się pzrepychał, bo miejsca jako tako do chodzenia jest mało.
W sumie to nie wiem, jakbym miała się tam odnaleźć, gdybym nie była z Maszą i Nastią. W ogóle miałam szczęście, bo Nastia kiedyś pracowała na Dordoi i znała najlepsze i najtańsze miejsca. I także umiała się chwialmi potargować. Sama Masza stwierdziła, że ona zna tylko główne przejście i pewnie bez Nastii byśmy się zgubiły.


 Tradycyjne kirgijskie stroje i futrzane czapki na modę rosyjską.








 Cały bazar skłąda się z kontenerów.








 Po powrocie do mieszkania byłam wykończona. Nie mniej trzeba było wźąść się do życia, ponieważ następnego dnia miał się odbyć festiwal kultur Global Village. Wpadły do mnie dziwyczny - wolontariuszki z Polski - Maja i Małgosia i razem obmyślałyśmy nasz występ. Po kilku próbach poszłyśmy na spotkanie z ludźmi z AIESEC, którym mieliśmy się wstępnie zaprezentować. Zabawnie było śpiewać "Czerwone korale" w parku w centrum Biszkeku, bo w sobotę AUCA był zamknięty i pracowaliśmy plenerowo.
Po tym miałam krótką rozmowę "wychowawczą" z Aidai - koordynatorką projektu. Tzn raczej rozeznawczą, ponieważ Seyyad, z którym pracuję, miał pewne problemy z swoją Host Family i Aidai chciała wiedzieć, czy i u mnie coś się dzieje. A u mnie wszytko pięknie i jak po maśle.
Chciałabym napisać biedny, ale to nie prawda. Wcale nie biedny Seyad trochę poróżnił się z swoimi gospodarzami i aktualnie mieszka w hostelu - notabene, który prowadzi członek AIESEC i organizacja zwróci mu połowę kosztów. Tak też można... 
W każdym razie Seyyad nie z każdym umie się dogadać. Ja już się trochę z nim oswoiłam i stwierdzam, że dawno nie spotkałam osoby tak w sobie zakochanej. Nie mniej chłopak nie jest głupi, ma jakieś swoje ambicje, angażuje sie... Tyle, że jest jeszcze jakiś w tym wszytkim młody i trochę niedojrzały i wiele rzeczy, które dla mnie są oczywiste są dla niego nowością. Mimo to ma jakiś potencjał. Np. opowiadał, że sam wybrał się do Amserdamu. To bardzo ciekawe, w szczególności, że chwilami w ogóle nie rozumiem, co mówi po angielsku. Taki akcent. Zabawne, bo chłopak nie potrafi wymówić "Biszkek". Poważnie.

Wieczorem Ilia zaproponował wypad na imprezę Open Air. Miała się ona odbyć na panoramie - bardzo popularnym miejscu w Biszkeku, gdzie widać piękny pejzaż miasta i dużo się tam ostatnio tworzy kafejek i miejsc do siedzenia. A nocą rozrywkowa młodzież lubi się tam upijać i reszty nie dopowiem.
Nie mniej miejsce piękne. Zarnęłam Maszę, a Marat znów był tak uczynny, że nas podwiózł.


 Zdjęcia nie najlepszej jakości, bo niestety bez statywu cudów nie zdziałam...


Sama kawiarnia była bardzo klimatyczna. W środku było dużo zagranicznych turystów. Spotkałam też znajomego z AIESEC. Wszytko świetne. Bar skromny - dostępne były tylko piwa i drinki typu wódka z colą lub z sprite z ogórkiem. Smaczne.
Gorzej, że muzyka była tragiczna i uznaję, że to nie tylko domena polskich klubów, aby puszczać muzykę nie do tańczenia. Mimo to wylansowana młodzież się bawiła przednio.

Na miejscu spotkaliśmy Ilię z żoną Dianą, Almaza i jeszcze wielu innych ich przyjaciół - fotografów itd... Na prawdę nie znam środowiska fotografów w Polsce, ale tutaj wszystko wydaje mi się prostsze. Masz aparat i trochę się znasz - jesteś fotografem i możesz na tym zarabiać. W Polsce wydaje mi się, że trudniej się przebić, bo konkurencja jest większa (tanie lustrzanki dla każdego, nawet dla dziecka w prezencie na komunię) i jakby może krytycznie spojrzeć - no jednak u nas, aby na prawdę na tym dużo zarabiać, to trzeba bardzo się wysilać na trzymanie wysokiego poziomu artystycznego. Tutaj odbiorcy nie są aż tak wymagający.

Nie mniej akurat mój szef jest człowiekiem typowo zachodnio myślącym i robi świetną pracę i jego prace są niepodważalnie na wysokim poziomie. Takie mam szczęście.

 Impreza ciekawa. Zawsze dobrze się porelaksować, poznać nowych ludzi. Miejsce na prawdę ciekawe - nocnemu życiu Biszkeku daję 5.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz